| Źródło: Źródła fotografii archiwalnych w tekście
Zamek Książ: jaką opowieść snują podświetlone rzeźby? (FOTO)
Szczęśliwie ten zespół rzeźb przetrwał i gigantyczną przebudowę zamku, dzieło jego ostatniego pana, księcia Jana Henryka (Hansa Heinricha) XV, i barbarzyńską „przebudowę” nazistowskiej organizacji TODT, i dekady opuszczenia po II wojnie światowej wraz z powojennym szabrem. Jeśli chodzi o zespoły pałacowych rzeźb barokowych na terenie Polski, ten jako prawdopodobnie jedyny jest w miarę kompletny i nienaruszony.
Rzeźby wraz ze swoim programem pojawiły się u stóp zamku w latach 1718-1734, kiedy mecenas sztuki, hrabia Konrad Ernst Maksymilian von Hochberg, dokonywał przebudowy Książa na okazałą, reprezentacyjną barokową rezydencję. Wezwał on wybitnego artystę, Johanna Georga Schencka, który obmyślił cały projekt, a że w epoce baroku każda rzeźba musiała przekazywać widzom coś więcej, niż to, że oto brodaty mężczyzna trzyma na rękach niekompletnie odzianą niewiastę – te na Dziedzińcu Honorowym też mają nam bardzo dużo do powiedzenia, jeśli tylko zechcemy ich posłuchać.
A zatem po pierwsze – należało uczcić pana zamku i jego dostojną małżonkę, trzecią już, hrabinę Christinę Dorotheę z domu von Reuss-Plauen, która w wieku lat 24 wstąpiła w związki małżeńskie 14 listopada 1723 roku z 41-letnim wtedy hrabią. Dlatego dziedziniec został podzielony na połowę męską i żeńską, a że do uczczenia zazwyczaj używano lwów, dwa wyjątkowej urody lwy witają dziś wchodzących do Książa podtrzymując herbowe tarcze rodu Hochbergów (po lewej) i rodu von Reuss-Plauen (po prawej).
Małżonkowie przeżyli razem 19 lat, a dziedziniec symbolizuje trudne przenikanie się pierwiastka męskiego i żeńskiego, symbolizowanych przez cztery żywioły przedstawione za pomocą postaci z mitów antycznych oraz różne temperamenty. Tak uczynił barokowy mistrz – a potem ktoś namieszał w jego koncepcji i... przestawił rzeźby?
- Ewa Grochowska, historyk sztuki związana z Politechniką Wrocławską, stwierdziła, że pierwotnie dwa posągi antycznych bogów, rodzeństwa Diany i Apollina, były przyporządkowane herbom w taki sposób, że Apollo odpowiadał herbowi hrabiego, a Diana – jego małżonki. Obecnie Diana góruje nad herbem Hochbergów, ale początkowo oba bóstwa musiały być zwrócone przodem do dziedzińca, na który zapraszały. A teraz patrzą w stronę biblioteki – i stoją niekonsekwentnie. Nie wiadomo, kto mógł je zamienić, ale może stało się to za czasów Jana Henryka II około 1850 roku, gdy przestał być już czytelny dawny przekaz filozoficzno-estetyczny, a Książ stał się książęcą rezydencją i być może gości nie mogły już witać odwrócone od nich posągi – mówi Mateusz Mykytyszyn, prezes Fundacji Księżnej Daisy von Pless.
No właśnie, przekaz. Wszystkie przedstawione na dziedzińcu postacie mitologiczne można odnaleźć w popularnych w czasach baroku „Metamorfozach” Owidiusza – Hochbergowie mieli wydanie paryskie z 1676 roku. Cztery sceny porwania symbolizują grozę i gwałtowność żywiołów. Na północnej (żeńskiej) balustradzie mężczyzna ze skrzydłami orła to bóg wiatru północnego Boreasz porywający nimfę Orejtyję.
W obłokach u jego stóp widać główki jego trzech braci, bogów pozostałych wiatrów – Notosa, Eurosa i Zefira. Na kolejnym posągu bóg rzeki Acheloos porywa nimfę Perimele. Rzeźbiarz ukazał boga rzeki jako mężczyznę z długą, wijącą się brodą, wokół są zarośla tataraku, a u stóp postaci dzban z płynącą wodą.
Obaj bogowie symbolizują rzecz jasna powietrze i wodę. Na południowej balustradzie robi się gorąco – płomienie wytryskują spod stóp Plutona, boga podziemi z koroną na głowie, który zgodnie z mitem uprowadza Korę-Persefonę.
To wyobrażenie bardzo ekspresyjne. Płomienie zdobiły także zaginioną rzeźbę, o której za chwilę. Został nam jeszcze duet męski, symbolizujący ziemię. Heros Herkules podnosi do góry giganta Anteusza, żeby go pokonać – dopóki tenże dotykał stopami ziemi, Gai, która była jego matką, był niezwyciężony. Herkules, jak każe mit, jest przepasany lwią skórą, a u stóp ma maczugę.
Wszystkie te dramatyczne sceny jako ilustracja przeciwieństw w związku między kobietą a mężczyzną? Cóż, barok kochał przeciwieństwa i ich starcia. A do tego są też rzeźby temperamentów... Niegdyś wierzono, że jest ich cztery, jak cztery żywioły, cztery pory roku. I dlatego na północnym tarasie tuż przy zamkowym narożniku stoi do dziś pogodny sangwinik grający na lutni, a u jego stóp tamburyn i zwój nut widoczny tylko z... powietrza (na tym artyście twórca rzeźb pozostawił swoją sygnaturę).
A przeciwległy narożnik zdobi ponury melancholik z zamkniętymi oczami, zasłoniętymi chustą ustami i z otwartą księgą wspartą na biodrze (ziemia).
Zaś na południowym tarasie stoi samotnie flegmatyk, młodzieniec w omdlewającej pozie, opierający się o studnię zwieńczoną zoomorficzną maską, z której wypływa woda.
Tu widać, w jaki sposób temperamenty korespondują sobie na balustradach z żywiołami, bo kolega flegmatyka, choleryk, który w zawierusze historii komuś się spodobał (lub wręcz przeciwnie) i zniknął, miał w rękach miecz i tarczę, a u stóp prawdopodobnie płomienie, jak Pluton. Na głowie natomiast miał mocno zmierzwioną fryzurę, a na biodrach przepaskę.
- Bardzo się ucieszyliśmy, kiedy podczas przeglądania starych zdjęć zamkowego kucharza i fotografa Louisa Hardouina w domu jego wnuczki Jean Wessel odkryliśmy fotografię dziedzińca, na której widać choleryka. Do tego czasu nikt nie wiedział, jak on wyglądał – mówi Mateusz Mykytyszyn.
Podsumowując, na Dziedzińcu Honorowym mamy do czynienia z celowym doborem scen, momentów najdramatyczniejszych, teatralnymi gestami prawie nagich ciał, mającymi ukazać cztery żywioły, temperamenty, cztery pierwotne elementy, z których powstał świat. I był to proces burzliwy. Więc jeśli jakaś para młoda nie obawia się przeciwności małżeńskiego losu, to w zamku Książ czeka na nią piękna sceneria do zdjęć – każda rzeźba coś im na temat liczby cztery w związku powie... A potem na drugą partię zdjęć do Sali Maksymiliana, bo tam cała mitologiczna opowieść znajduję kontynuację, choćby w znakach zodiaku na szczytach kolumn.
- Początkowo uważano, że autorem rzeźb na dziedzińcu honorowym jest Gottfried August Hoffmann, twórca posągów z Tarasu Różanego, ale Schenck był autorem drewnianej ambony w kościele krzyżowców w swoich rodzinnych Ziębicach, na niej znajdują się putta bliźniaczo podobne do rzeźb z książańskiego dziedzińca. Wiemy o nim, że w 1733 osiedlił się w Nysie. Sceny mitologiczne na zamkowych kominkach także wykonał on – uzupełnia Mateusz Mykytyszyn.
A są jeszcze rzeźby na latarniach dziedzińca – na przykład mały Herkules z maczugą i inni, nieco uszkodzeni zębem czasu malcy. Na zdjęciu poniżej - tak wyglądał jeden z nich w czasach świetności. Nie wiemy, czy coś podobnego jest w pałacu w Łańcucie – ale w Książu jest.
Czytaj też:
O OGRODACH, MAUZOLEUM HOCHBERGÓW I NIESZCZĘŚLIWYCH ZABYTKACH
FONTANNA DONATELLA, CZYLI JAK HISTORIA NABIŁA NAS W BUTELKĘ
ZAMEK KSIĄŻ - ZNAMY TOŻSAMOŚĆ RZEŹBY
Tekst i foto (rzeźby wieczorem): Magdalena Sakowska
Rzeźby w ciągu dnia - foto użyczone: Fundacja Księżnej Daisy von Pless
Zdjęcie archiwalne choleryka i malca - Kolekcja Zamku Książ w Wałbrzychu
Napisz komentarz
Komentujesz jako: Gość Facebook Zaloguj