| Źródło: John Quincy Adams "Listy o Śląsku", Foto: Wikipedia
Wizyta prezydenta USA w Wałbrzychu
Z okazji 216 rocznicy przejazdu przez Wałbrzych (wtedy Waldenburg) pana Johna Quincy Adamsa, jednej z najwybitniejszych postaci amerykańskiej historii (który wtedy jeszcze nie wiedział, że kiedyś zostanie prezydentem swojego kraju) – zapytaliśmy go o wrażenia z pobytu.
- Kiedy przyjechał Pan do Wałbrzycha?
- 16 sierpnia 1800 roku.
- Co robili mieszkańcy Boguszowa, kiedy przejeżdżał Pan przez to miasto w drodze z Kamiennej Góry do Wałbrzycha?
- Widzieliśmy w miasteczku Boguszów przed każdym prawie domem kobiety, chłopców i dziewczęta zajęte robieniem pończoch. Jest to najważniejszy ośrodek tego rękodzieła. Na całym przejeździe widzieliśmy ludzi zajętych różnymi, zawsze pożytecznymi rzemiosłami.
- Czy podobało się to Panu?
- Jak zawsze, coś psuje nam satysfakcję z tego widoku: towarzyszy mu coś złego, bo ci biedni ludzie, stale harujący, mogą ledwie zarobić na marne utrzymanie i są poddani różnym ciężarom. Tkanie płócien rodzi wielkie fortuny przede wszystkim kupcom eksportującym je do miast, a zaledwie daje chleb chłopom, którzy wykonują lwią część roboty.
- Przykłady?
- Tutaj, w Wałbrzychu, gospoda, w której stanęliśmy, znajduje się jak zwykle na rynku, a ponieważ był dzień targowy, mieliśmy całe przedpołudnie tłumy chłopów przed oknami. Każdy ze sztuką czy dwiema płótna w torbie stał i czekał na nabywcę. Kupiec podawał swoją cenę i – jeżeli zapadła zgoda – znaczył płótno, które sprzedawca zanosił do sklepu kupującego, gdzie dostawał pieniądze.
- A co w tym było złego?
- Mówią, że kupiec często znaczy sztukę swoją ceną, choć sprzedawca nie godzi się na tak niską, a ponieważ nie może natychmiast wymazać napisanej kredą ceny, trudno mu uzyskać od następnego kupca wyższą.
- A może to ich wina, nie umieją się targować?
- Dziś rano zawołaliśmy jednego z tych chłopów z naszego okna i zapytaliśmy o cenę płótna, które trzymał pod pachą. Powiedział: sześć dolarów: było to niewątpliwie o dolara więcej, niżby mu dał każdy kupiec, ale byłem ciekawy, jaki będzie efekt, jeśli zapłacę mu jego cenę i kazałem mu przynieść sztukę. Zaraz się zorientował, z jakim zgodliwym nabywcą ma do czynienia i, wychwalając zalety swego płótna, zażądał więcej. Odmówiłem, ale chociaż biedak sprzedał swój towar drożej, niż się spodziewał, na pewno bardzo żałował, że nie zażądał więcej, niż się cieszył z otrzymanej ceny.
- Co pan zdążył zobaczyć w Wałbrzychu?
- Zwiedziliśmy kopalnię węgla, położoną o milę angielską od miasta. Kanał podziemny, którego wejście przywodzi na myśl poetyckie zejście bohaterów epopei do regionów podziemnych, wprowadza do miejsca, gdzie górnicy wydobywają węgiel. Wjeżdża się na łodzi o płaskim dnie, szerokiej na jard mniej więcej (około 91 cm – przyp. red.), długiej na dziesięć stóp (około 3 metrów – przyp. red.); kanał ma nie więcej, jak cztery stopy szerokości, tyleż głęboki, zakryty jest łukowatym sklepieniem wykutym w wielu miejscach w twardej skale, długości ma pewnie jedną milę angielską (ponad 1600 metrów – przyp. red.).
- Widział Pan górników?
- Nie mogliśmy oglądać górników przy pracy tego dnia, bo byli zajęci ćwiczeniem uroczystego pochodu, który miał się odbyć na cześć królowej, oczekiwanej w przyszłym tygodniu.
- Czy dobrze przyjęto Pana w Wałbrzychu?
- Przed wyjazdem z Berlina na wyprawę wiele słyszeliśmy o śląskiej gościnności. Można osądzić, jak bardzo zasłużona jest ta renoma z przyjęcia i traktowania nas od samego wjazdu do prowincji. Mieliśmy też okazję przekonać się o niej dzisiaj. Pan Jöpfer, burmistrz miasta, zaprosił nas dziś rano na śniadanie do swoje rodziny, do Starego Zdroju, miejscowości odległej o milę angielską od miasta, gdzie posiada swoją siedzibę.
- Jak się Panu podobał Stary Zdrój?
- Jest to czarująca miejscowość w dolinie otoczonej wzgórzami, której samo położenie przyczynia się, bardziej niż wody, do polepszenia zdrowia kuracjuszy.
- Czy rozmawiał Pan z burmistrzem o nawiązaniu stosunków handlowych między Wałbrzychem i USA?
- Pan Jöpfer, jak i inni kupcy z tych górskich miast, próbował nawiązać bezpośrednie kontakty z Ameryką i – tak jak oni – nie jest zadowolony z transakcji. Bracia X, którzy przybyli tu przed dwoma laty, oraz pan Y, inny Niemiec osiedlony w Filadelfii, zażądali przysłania im dużej ilości płócien, za które jeszcze do końca nie zapłacili. Zapłatę przysłali w przeważającej części w postaci cukru, kawy i czeków płatnych w Anglii, z czego wynikły duże straty z powodu złych warunków zimowych w Hamburgu i bardzo niskiego kursu wymiany w Londynie. Pan Jöpfer zapytał mnie, czy mógłbym polecić jakieś domy handlowe w Nowym Jorku, Filadelfii czy Baltimore, domy poważne, do których mógłby wysyłać płótna.
- Rozumiem, że to delikatna kwestia?
- Odważyłem się wspomnieć tylko p. X w Bostonie, nawet nie wiedząc, czy mu się to spodoba.
- Czy opowie Pan nam jeszcze o swojej wizycie w Książu, o życiu w Wałbrzychu, o mieszkańcach i klimacie?
- Chętnie.
- Dziękujemy za rozmowę.
Wszystkie cytaty Johna Quincy Adamsa pochodzą z książki „Listy o Śląsku” przełożonej przez Marię Kolbuszewską, opracowanej przez Władysława Dynaka i wydanej przez Uniwersytet Wrocławski w 1992 roku.
Opracowała Magdalena Sakowska
Napisz komentarz
Komentujesz jako: Gość Facebook Zaloguj