Wałbrzych: jak likwidowano kopalnie?
Dostali tylko 5 lat
O zamykaniu wałbrzyskich kopalń opowiedział słuchaczom Andrzej Winnicki, niegdyś dyrektor techniczny Wałbrzyskich Kopalń Węgla Kamiennego. Jak mówił, wałbrzyskie kopalnie zawsze były nierentowne i jeszcze za czasów premiera Mieczysława Rakowskiego w latach 80-tych zastanawiano się, czy ich nie zamknąć, ale obawiano się niepokojów społecznych. Do sprawy wrócono po upadku komunizmu. – 20 lutego 1990 roku komisarz Solidarności Ziemi Wałbrzyskiej, Krzysztof Betka, napisał pismo do ministra Tadeusza Syryjczyka: „Wałbrzyskie kopalnie nigdy nie osiągną takich zysków, żeby nie musiało do nich dopłacać społeczeństwo”. Lawina ruszyła, odbył się cały szereg spotkań, analiz i w końcu podpisano porozumienie z ministerstwem przemysłu, które zakładało, że w miarę postępu likwidacji kopalń będą powstawały nowe miejsca pracy. Jednak nie powstawały. Zaczęły się protesty społeczne – mówił Andrzej Winnicki.
Jak dodał dawny dyrektor, przed likwidacją kopalń ludzi, którzy mieli przeprowadzić ten proces, wysłano na szkolenia do Belgii i Niemiec, gdzie słyszeli, że jest to proces wieloletni i skomplikowany. A po powrocie dostali na niego 5 lat. W międzyczasie opracowano analizę skutków zamknięcia kopalń dla miasta, także konsekwencji hydrologicznych i było wiadomo, że takowe będą. Andrzej Winnicki został szefem zespołu do spraw tych analiz, który starał się przewidzieć wszystkie możliwe skutki zalania kopalń. Wtedy myślano jeszcze o eksploatacji antracytu, co później zarzucono. W sierpniu 1992 roku ministerstwo przemysłu postawiło w stan likwidacji KWK „Thorez” i KWK „Wałbrzych”. – Nie postawiło natomiast KWK „Victoria”. To, dlaczego, pozostało tajemnicą – mówił Andrzej Winnicki.
Palacz o mało nie zginął
Potem powołano Wałbrzyskie Przedsiębiorstwo Węgla Kamiennego, które miało wygaszać pracę kopalń, sprzedawać ich majątek, ale też zbudować kopalnię antracytu i przygotować restrukturyzację przemysłu górniczego. – Nie przykładano dużej wagi do potencjalnych skutków likwidacji kopalń dla miasta – mówił dawny dyrektor. – Ale był to najlepszy okres w dziejach wałbrzyskiego przemysłu węglowego. W roku 1995 zbliżyliśmy się prawie do zera, jeśli chodzi o cenę za tonę węgla, więc już się do niej niemal nie dopłacało. W 1996 roku koszt wydobycia tony węgla spadł do 40 groszy. W kwietniu 1996 roku wybuchł jednak pożar w filarze ochronnym, gdzie wtedy wydobywaliśmy i trzeba się było z niego wycofać.
W tym samym okresie rozpoczął się proces zatapiania kopalń przez dążące do poziomu pierwotnego wody karbońskie, a stworzona prognoza wskazywała zagrożenie podtopieniami dla miasta. Wiedziano, że w Wałbrzychu największe zagrożenie jest w okolicach filii Politechniki Wrocławskiej, której piwnice łączyły się z poniemiecką sztolnią Friedrich Wilhelm. Podtopienia mogły się pojawić także w Boguszowie-Gorcach, Czarnym Borze, Starym Lesieńcu i Jedlinie. Rzeczywiście i dziś w tych miejscach wybijają wody z kopalń. Pisaliśmy o tym w artykule DLACZEGO PEŁCZNICA JEST POMARAŃCZOWA – I NIE TYLKO ONA. – Uznano, że proces zatapiania kopalń będzie trwał 43 lata, ale okazało się, że woda zalewa wyrobiska o wiele szybciej niż skałę z jej porami i szczelinami. Naukowcy musieli zweryfikować swoje prognozy. Zajęło to tylko 7 lat – mówił Andrzej Winnicki.
Zdarzały się wypadki. W 1992 roku doszło do zatopienia kotłowni Politechniki Wrocławskiej i omal nie zginął palacz, który w nocy tam spał. Wtedy właśnie okazało się, że jeden z budynków Politechniki został postawiony na sztolni.
Nie było dosyć pieniędzy
A na górze likwidowano majątek kopalń. Gminy nie były zainteresowane przejmowaniem starych budynków i w sumie rozebrano ich 189 o łącznej kubaturze 400 000 metrów sześciennych oraz 129 urządzeń – niektóre udało się sprzedać.- Wielkim problemem były obiekty zabytkowe, konserwator zabraniał ich wyburzenia, a w niektórych przypadkach same się już waliły. Zagospodarowano niektóre miejsca – wieże szybów „Chwalibóg”, „Tytus”, „Teresa”, „Jan”, „Józef”.
Na początku 1990 roku w wałbrzyskich kopalniach pracowało 13 000 górników, ale już w ciągu tego roku ubyło 2000. Początkowo górnicy mieli odchodzić na urlopy dwuletnie - na zasiłek, potem pojawiły się odprawy i możliwość wcześniejszej emerytury. W 1991 roku bezrobocie w Wałbrzychu sięgnęło prawie 30 %, później stopniowo malało, jednak około roku 1997 było już widać, że górnicy nie znajdują ponownego zatrudnienia i po wykorzystaniu dwuletniego urlopu wracają do urzędu pracy. Obecnie w kopalniach zatrudnionych jest wciąż... 11 górników – 4 w Wałbrzychu i 7 w Nowej Rudzie. Czuwają oni nad stanem zlikwidowanej infrastruktury.
Opuszczone szyby zasypywano kamieniem popłuczkowym lub melafirem. Ich wyloty zabezpieczano płytami żelbetonowymi. Szyb „Pokój” w Jedlinie-Zdroju nie został zasypany, bo okazało się, że jest tam woda zdatna do picia, którą odtąd sprzedawano wodociągom. – To był jedyny ruch związany z modernizacją wałbrzyskich kopalń. Innych nie było, bo nie mieliśmy pieniędzy. Zaczął obowiązywać plan Wilczka, a później Balcerowicza, w którym nie przewidywano pieniędzy na takie rzeczy – wspominał dawny dyrektor. – Nigdy nie dostaliśmy tyle, ile potrzebowaliśmy, średnio było to 75% zapotrzebowania, a proces przekazywania tych pieniędzy się wydłużał. W sumie kopalnie wniosły 41 mln zadłużenia związanego z ZUS-em i innymi płatnościami.
Czytaj też:
SZKODY GÓRNICZE: WAŁBRZYCH CAŁY CZAS SIĘ RUSZA
ZAMKNIĘCIE KOPALŃ: SZKODY GÓRNICZE I DRAMAT WAŁBRZYCHA
NIEZABEZPIECZONY SZYB PRZYCIĄGA EKSPLORATORÓW
WODA DLA WAŁBRZYCHA: POŻEGNANIE Z MARCISZOWEM?
WODA Z KOPALNI DLA WAŁBRZYCHA? TO JUŻ PEWNE
WODA Z KOPALNI JUŻ WKRÓTCE DO PICIA
Tekst i foto: Magdalena Sakowska
Napisz komentarz
Komentujesz jako: Gość Facebook Zaloguj