Szyb Irena – będzie nowe górnicze muzeum na Sobięcinie? (FOTO)
Szyb „Irena” przy ul. Emilli Plater powstał w 1853 roku, został zlikwidowany w 1994, mierzy 31 metrów wysokości. Był jednym z szybów kopalni Victoria (przed wojną Glűckhilf-Friedenshoffnung), do 1945 roku nosił nazwę „Erbstollenschacht”. W 1907 roku obok szybu wybudowano wieżę ciśnień, która dostarczała wodę dla Sobięcina. Rok później w nowym budynku zainstalowano elektryczną maszynę wyciągową, przywiezioną tu z Zabrza i pierwszą w dolnośląskim zagłębiu (a jedną z pierwszych w Europie). Po wojnie uruchomiono szyb dopiero w latach 60-tych i nie wymieniano maszyny, która pracowała do chwili likwidacji szybu w 1994 roku, wciąż korzystając z przetwornicy prądu przemiennego na stały, jak w 1908 roku.
W 1909 roku przy szybie wybudowano łaźnię i szatnię łańcuszkową. Dziś to wszystko jest w rejestrze zabytków i znalazł się człowiek, który chciałby zrekonstruować to miejsce dla wszystkich interesujących się historią przemysłu i naszego miasta. Po roku 1986 działał tu Ośrodek Dawnej i Nowej Techniki Górniczej, ale szybko wyłączono z niego szyb „Irena”.
Jarosław Paska od 6 lat jest właścicielem szybu. – Pierwsze moje wrażenie: zobaczyłem zasieki i uciekłem, ale pomyślałem sobie, że to świetny obiekt, na drugi dzień wróciłem, a na trzeci zacząłem działać – wspomina wałbrzyski przedsiębiorca. – Wieża szybu w części dolnej straciła nośność i była tak skorodowana, że musieliśmy dokonać brutalnego zabiegu, dołożyć druty zbrojeniowe i zalać. Staramy się, żeby szyb wrócił do dawnej świetności, konserwujemy, zabezpieczamy. Wyskrobaliśmy ostatnio z szybu ponad pół tony starej farby.
Jak mówi właściciel „Ireny”, obiekt w chwili kupna był w fatalnym stanie, zalany wodą – w tej chwili powoli wysycha – a złomiarze i zwykli wandale narobili sporych szkód. – Mieliśmy z nimi straszne problemy. Urządzenie, które sterowało maszyną, zostało zdewastowane i rozkradzione, ale hamulce wciąż działają – mówi Jarosław Paska.
Olbrzymie koło potrafiło po wyłączeniu napędzić maszynę jeszcze na cztery zjazdy. Inżynierowie niemieccy przygotowali ją w taki sposób, że duże elementy, na przykład maszyny, można był w dół i w górę transportować bez klatki, którą wyciągano wysoko pod koło, zabezpieczano specjalnymi zatrzaskami, a na linie spuszczano to, co było trzeba.
- To prawdziwa, żywa historia, chcemy odtworzyć pewne rzeczy, stworzyć część muzealną, gdzie będzie można przyjść, obejrzeć zabytki, ale także się zrelaksować. Chcemy przeznaczyć cały ten plac na to, żeby można tu było przyjechać z rodziną i odpocząć przy grillu. Cały czas toczę boje, żeby cały ten teren do koksowni był terenem zielonym. Zjazdów pod ziemię robić się nie da, bo wszystko jest zalane. Zresztą wszystkie kopalnie w Wałbrzychu są metanowe. Górnicy mówili mi, żeby tu też zamontować czujki, choć szyb jest zaczopowany – mówi właściciel „Ireny”.
A największą atrakcją nowego muzeum ma być sama maszyna wyciągowa, którą po renowacji bez większych problemów można by uruchomić, zobaczyć, jak działa, jak się toczy i hamuje koło, jaki to powoduje huk. Oczywiście, wszystko trzeba zabezpieczyć, żeby mogły tu przebywać dzieci, dla których zdaniem Jarosława Paski może to być duża frajda. Najpierw trzeba będzie uzupełnić skradzione i zniszczone elementy maszyny, w którą złomiarze walili młotami i wyrywali kawałki. Część z tych elementów właścicielowi udało się zabezpieczyć.
Na to, by w szybie „Irena” powstało muzeum, klimat jest teraz inny niż kilkanaście lat temu, gdy na ogół nic się nikomu nie opłacało. – Chcemy takie muzeum zarejestrować, mamy kadrę naukową, statut. Chcemy zachować tu klimat przełomu wieków XIX i XX, stworzyć ścieżkę edukacyjną. Chciałbym, aby to się wydarzyło jeszcze w tym roku – wyraża nadzieję Jarosław Paska. Liczy na znalezienie jakiegoś kompromisu z urzędem miasta, który, jak mówi, za wysoko go opodatkował.
W starym obiekcie wciąż może się odnaleźć jakaś niespodzianka, bo niedawno podczas prac porządkowych przy szybie odkryto najstarszą część – podstawę komina wentylacyjnego szybu. – To było pierwsze serce „Ireny”, zanim utworzono wentylację wymuszoną. Okazało się, że w jednej części szyb jest zupełnie zasypany, a w innej są pomieszczenia – mówi Jarosław Paska.
Zatem może pierwsze małe grupy zafascynowanych dawną techniką będą mogły zwiedzać szyb już tej zimy lub wiosną. Na razie obejrzeli go uczestnicy spaceru historycznego po Sobięcinie kilka tygodni temu.
Czytaj też:
SOBIĘCIN: TRZECH MINISTRÓW, ZABYTKI I PIERWSZY NA ŚWIECIE KOKS (FOTO
KATASTROFA W SZYBACH SIOSTRZANYCH ZABRAŁA 33 ŻYCIA
Tekst i foto: Magdalena Sakowska
Napisz komentarz
Komentujesz jako: Gość Facebook Zaloguj