| Źródło: Zdjęcia i reprodukcje: Wikipedia
Polki odważne jak lwice
Z szablą na wroga
Dorota Sula, historyczka pracująca w muzeum Gross-Rosen, opowiadała więc tym razem o Polkach żyjących na przełomie XIX i XX wieku. Obawiali się ich zaborcy, poeta rosyjski Mikołaj Wasyliewicz Berg miał powiedzieć, że "kobieta jest wiecznym spiskowcem". Jeśli myślimy, że o wolność z bronią w ręku walczyła tylko Emilia Plater (zm. 1831), jesteśmy w błędzie. U jej boku biły się zresztą w Powstaniu Listopadowym jej przyjaciółka Maria Prószyńska i inna kobieta powstaniec, Maria Raszanowiczówna. Tak Emilię wyobrażał sobie malarz Jan Rosen.
Podchorążym Wojska Polskiego, odznaczonym krzyżem Virtuti Militari za bohaterską postawę w potyczce pod Sierpcem, była Barbara Bronisława Czarnowska (zm. 1891). 8 kwietnia 1831 roku przebrana za mężczyznę, w mundurze i z obciętymi włosami, zgłosiła się na ochotnika do obozu wojskowego na Pradze i została kadetem. Na Woli walczyła z karabinem w ręku także wdowa po pułkowniku Dembińskim.
Anna Henryka Pustowójtówna (zm. 1881) była z kolei bohaterką Powstania Styczniowego. Córka rosyjskiego oficera, walczyła pod nazwiskiem Michał Smok, a jej brat w tym samym czasie gorliwie prześladował Polaków. Za patriotyczną postawę chciano ją uwięzić w prawosławnym klasztorze, ale uciekła, przystała do powstańców, a potem została adiutantem generała Mariana Langiewicza. - Jej krytycy twierdzą, że była jego kochanką i takie myślenie jest do dziś, że kobieta nie może nic sama osiągnąć mimo swojej inteligencji i pracy. A mówiono o niej, że była bardziej bohaterska niż mężczyzna - mówiła Dorota Sula.
Nie wszystkie Polki walczyły z bronią w ręku
Jadwiga Prendowska (zm. 1915), córka powstańca listopadowego, była kurierką przewożącą meldunki na rozkaz generała Langiewicza. Miała je pod suknią lub w kuli, którą się podpierała. "Wpadła", aresztowano ją i trafiła do Cytadeli Warszawskiej, a potem na zsyłkę. Mąż zostawił dzieci pod opieką i pojechał ją ratować. Wkrótce owdowiała i sama po powrocie zdołała wychować dzieci mimo zrujnowanego majątku.
Lucyna Żukowska, z domu Skrzyńska (zm. 1944), również była córką powstańca listopadowego, który przez udział w walkach stracił swój majątek. Ucząc się w szkole u sióstr wizytek 16-letnia dziewczyna pobierała równolegle lekcje walki bronią białą i palną u sąsiada, bo chciała pomścić krzywdę wyrządzoną ojcu przez carat. Po wybuchu Powstania Styczniowego służyła jako żołnierz liniowy i kurier. Została ranna i trafiła do niewoli, tylko dzięki interwencji rodziny uniknęła zsyłki na Sybir. Potem tworzyła szpitale i pracowała w nich.
W żelaznej biżuterii z orłem
Polki, które nie miały zacięcia do broni, stawiały opór w inny sposób – na przykład przez porzucenie strojów wizytowych oraz biżuterii i założenie żałobnych czarnych sukni, czy noszenie żelaznych ozdób z orłem w koronie, co mogło powodować represje ze strony zaborcy. Podobnie jak śpiewanie pieśni narodowych w miejscach publicznych, czy udział w uroczystościach kościelnych, które przybierały charakter patriotycznych manifestacji. - Kiedy po Powstaniu Styczniowym masowo zsyłano Polaków na Syberię, szły za nimi nie tylko ich żony, ale za kawalerów czy wdowców wydawały się kobiety, żeby ich wspierać, żeby nie zostali sami. Uważały to za swój patriotyczny obowiązek - podkreślała Dorota Sula. - Henryk Wiercieński, powstaniec i publicysta, pisał wtedy: "Takie dusze wśród niewiast naszych nie są rzadkością. To dodaje nam otuchy, że naród, który takie niewiasty posiada, przetrzyma wszystkie kataklizmy dziejowe".
Niezwykłą odwagą odznaczyła się też zmarła w 1937 Jadwiga Dziubińska. Organizowała opiekę społeczną i szpitale dla rannych, a w 1915 pojechała na Syberię i objeżdżała - za zgodą władz, za co pewnie trzeba było sporo zapłacić - wszystkie obozy jenieckie, w których byli osadzeni Polacy, opisując ich tragiczną sytuację. - Potem na tej podstawie domagano się pomocy dla nich, bo byli traktowani jak zwierzęta. Udało jej się poruszyć sumienia - mówiła Dorota Sula. Po upadku Powstania Styczniowego zesłano w sumie około 37 000 Polaków, więc można policzyć, ile Polek zostało samych z gromadką dzieci i po zarekwirowaniu majątku. Niektóre były jeszcze w stanie wysyłać mężom paczki.
Nie można pominąć też Anny Bielkiewiczowej (zm. 1936), urodzonej w Rosji w rodzinie polskich zesłańców. W czasie I wojny światowej jeździła po Rosji, zwłaszcza po Syberii, zbierając polskie sieroty z ochronek, a czasem wręcz z dróg. Wraz z pomagającym jej polskim nauczycielem wywiozła na teren Polski przeszło 200 dzieci. Potem pomawiano ją o defraudację pieniędzy zebranych na sieroty, co bardzo ją przybiło i przeszła poważny kryzys. A narażała dla dzieci życie i sama żyła w biedzie.
Prawa kobiet z walki o szkoły
Kobiety walczyły też na froncie edukacji. I to dosłownie, bo po powstaniu zakazano nauczania w języku polskim i groziło za to zesłanie, jak za inne formy oporu przeciw zaborcy. Tu odznaczyły się między innymi Cecylia Śniegocka, Maria Dzierżanowska, Cecylia Niewiadomska i Zofia Eysmontówna. Dzięki kobietom szkolnictwo na terenie zaboru rosyjskiego zwiększyło się o 30%. To spowodowało, że polscy politycy zaczęli się opowiadać za kształceniem kobiet. Tak czyniła na przykład endecja. Jak mówiła historyczka, walka o prawa Polek wzięła się z ich walki o niepodległość - organizowały szkoły, spotykały się, a to obudziło w nich zdolność współpracy i świadomość siebie.
Tradycję walczących kobiet podtrzymywały członkinie Polskiej Partii Socjalistycznej. Do jej organizacji bojowej należały Aleksandra Szczerbińska, która wzięła udział w zamachu, Maria Paszkowska, Wanda Krahelska-Filipowicz czy Cecylia Kozakiewiczówna. Amelia z Szołajskich Piwko uczestniczyła nawet w wykolejeniu pociągu w Bezdanach. Józef Piłsudski był początkowo na to otwarty, dopiero w 1912 roku zadecydował, że kobiety nie mogą brać czynnego udziału w walkach, choć miały ćwiczenia strzeleckie. Przeprowadzały też uciekinierów przez granicę, spiskowały, były kurierkami, a przede wszystkim spacerując niewinnie po Warszawie tworzyły bezcenny militarny plan miasta z naniesionymi arsenałami, składami amunicji, miejscami stacjonowania wojska i innymi obiektami strategicznymi.
Dorota Sula to absolwentka Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego, doktor nauk humanistycznych w zakresie historii. Od 20 lat pracuje w Muzeum Gross-Rosen. Współpracuje z wieloma ośrodkami naukowymi w kraju i za granicą. Opublikowała 5 książek i prawie 40 artykułów na temat historii obozu koncentracyjnego Gross-Rosen a także książki i artykuły dotyczące historii XX wieku. Jest autorką wystawy, poświęconej obozom kompleksu Riese. Dwukrotnie odznaczona Brązowym i Srebrnym Krzyżem Zasługi.
Tekst i foto: Magdalena Sakowska
Reprodukcja i zdjęcie archiwalne: Wikipedia
Napisz komentarz
Komentujesz jako: Gość Facebook Zaloguj