Festiwal Tajemnic: sekrety Książa i kompleksu w Górach Sowich
Dariusz Garba zaczął od ciekawych dziejów książańskiej biblioteki mieszczącej się w budynku bramnym i liczącej 49 000 woluminów. – W 1935 roku Hochbergowie usiłowali sprzedać bibliotekę niemieckiemu ministerstwu kultury za 250 000 reichsmarek, ale się nie udało. Tuż przed wojną znów próbowali ją sprzedać za 350 000 reichsmarek, ale ministerstwo odmówiło, wychodząc z założenia, że skoro nie kupiło jej za 250 000, to tym bardziej nie kupi za 350 000 i zablokowało ten plan – mówił badacz.
Hochbergowie byli winni niemieckiemu państwu 40 100 000 RM. Książ należał do nich na pewno do lutego lub marca 1944 roku, kiedy to został odkupiony przez państwo, co tak naprawdę było spłatą długów. Ale biblioteka nie została sprzedana razem z zamkiem. Zachował się list Heinricha Himmlera do zajmujących się tą sprawą urzędników, w którym życzy on sobie, żeby bibliotekę też odkupiono i chce zachować dla Führera szczególnie cenny kodeks z XIII wieku.
Jak podkreślał badacz, przez większość wojny w zamku nic się nie działo. W latach 1940-1943 przebywali tu folksdojcze z Bukowiny. Podobna cisza panowała w Górach Sowich, hitlerowscy żołnierze przyjeżdżali tu tylko na urlopy. W latach 1943-1944 do Książa przywieziono archiwa SS, ale pozostały one w skrzyniach i kiedy je wywożono w 1945, część z tych skrzyń została i trafiła w ręce Armii Czerwonej. – Do dziś pozostają one w Rosji, są tajne i tylko w 1991 roku Borys Jelcyn pozwolił zajrzeć do nich Polakom. Potem utajniono je na nowo – mówił Dariusz Garba.
Wiadomo też, że 1 października 1943 Książ został oddany w dzierżawę wrocławskiej dyrekcji kolei III Rzeszy i ministerstwo komunikacji zamierzało zrobić tu kwaterę zapasową na wypadek nalotów. Mogło korzystać z piwnic zamkowych i przechowywać tam swoje archiwa. Niemcy z Bukowiny wyjechali latem 1943 roku, a jesienią podobno było już słychać detonacje w otoczeniu zamku. To, zdaniem badacza, pokrywa się z czasem rozpoczęcia prac nad „Riese” – był to 1 października tego roku. To może wskazywać na podobieństwo prac, ale Dariusz Garba wyklucza istnienie legendarnego podziemnego połączenia kolejowego między Wałbrzychem Szczawienko i/lub Świebodzicami a zamkiem Książ. – Byłyby to ogromne koszty, nawet przy posługiwaniu się pracą więźniów. Poza tym tunele zachowane do dziś są za niskie dla pociągów elektrycznych, nie zmieściłyby się pantografy, brak też otworów wentylacyjnych koniecznych, gdyby miały być to lokomotywy spalinowe.
Inne ciekawostki:
Sztolnie w kompleksie „Riese” budowano metodą „grzyba”, drążąc w specjalny sposób, co umożliwiało rezygnację z rusztowań nawet w przypadku budowania dużych hal pod ziemią. W „Riese” użyto także po raz pierwszy lanego, płynnego betonu, a pomiędzy beton a skałę wsypywano warstwę żużlu, żeby minimalizować skutki wstrząsów.
Budowę pod górą Gontową porzucono z dnia na dzień. Zachowała się relacja mieszkańca pobliskiej wsi, który pamiętał, jak nagle zniknął i personel, i więźniowie, a mieszkańcy wsi poszli na miejsce budowy, żeby sobie zabrać to, co tam pozostało. A pozostało wszystko, ojciec tego świadka wziął sobie do domu skrzynkę z narzędziami. Istnieje dokument państwowy potwierdzający decyzję nagłego przerwania budowy.
Dariusz Garba ostrzegał miłośników historii w czasach II wojny światowej przed fałszywymi tropami i jako przykład podał szkic rzekomego laboratorium w kompleksie Riese – część detali na ten szkic naniesiono już po wojnie.
Pokazał też, jak rodzą się legendy – na potrzeby serii Bogusława Wołoszańskiego i serialu TVP „Tajemnica Twierdzy Szyfrów” na jednej ze ścian wykonano nazistowski symbol. Kiedy kilka lat później do zamku zawitała jedna z niemieckich telewizji, nakręciła ów znak i potem emitując program twierdzono, że jest oryginalny i że hitlerowcy na pewno oznaczali tak zamurowane sztolnie...
Spora ilość zabytkowych obiektów ma takie „fałszywki” – na przykład w Pałacu Jedlinka jest otwarta skrytka, w której nigdy niczego nie znaleziono.
Jak Niemcy oznaczali zamurowane sztolnie, zdaniem Dariusza Garby, widać w podziemiach w Rzeczce. – Jest tam ciekawe okienko, zamurowane. Niedawno byłem w fabryce w Niemczech i okazało się, że w czasie wojny ukrywano tak sztolnie, żeby do nich nikt nie wchodził: stawialno nawet 20 metrów dalej drugą ściankę i tę przestrzeń wysypywalno piachem, co powodowało, że żadne stukanie w tę pierwszą nie dałoby echa. A piach wsypywano właśnie przez to okienko.
Badacz zwracał uwagę na istnienie tajemniczej spółki akcyjnej o nazwie Industriegemeinschaft Schlesien. – To spółka akcyjna, a nie istniała w niemieckim odpowiedniku KRS i nie miała dokumentów założycielskich. I, co bardzo dziwne, do dziś nie można na internetowych aukcjach znaleźć jej akcji, co nie jest trudne w przypadku innych spółek z tamtych czasów – mówił Dariusz Garba.
Stopień tajności „Riese” był taki, że pracujący w Osówce nie mieli pojęcia, że coś powstaje pod Gontową czy Włodarzem i vice-versa. Nakazywał to specjalny dekret Hitlera, mówiący o tym, że każdy pracownik, od kierownika budowy po szeregowego robotnika ma wiedzieć tylko tyle, ile jest mu potrzebne do wykonywania pracy. Tymczasem nazwa „Riese” pojawia się ni stąd, ni zowąd w korespondencji małej firmy z kierownictwem kompleksu. Gdzie ta tajność? Tym bardziej, że aby nie używać nazwy „Riese” czy Industriegemeinschaft Schlesien w przypadku kompleksu, stworzono określenie „Rüdiger”. W dodatku zachowały się fotografie pokazujące, że po okolicach Włodarza w 1944 roku spokojnie spacerują sobie turyści. Nikomu nie przeszkadzało, że wchodzą do lasu i robią zdjęcia?
Zachował się ciekawy szkic z 1949 roku, wykonany przez kapitana Wojska Polskiego o nazwisku Niewęgłowski, pokazuje on podziemia, które wojskowi mogli oglądać pod zamkiem.
Dariusz Garba od ponad 20 lat mieszka w Niemczech i od tylu mniej więcej lat zgłębia historię kompleksu „Riese”, o którym wydał już książki i brał udział w filmach dokumentalnych. Ciągle wierzy, że pewnego dnia odnajdą się oryginalne plany niewyjaśnionej do dzisiaj gigantycznej inwestycji hitlerowców.
Czytaj też:
KSIĄŻ: BITWY, REKONSTRUKTORZY, WYSTAWY, ZAGINIONE SKARBY (FOTO)
Tekst i foto: Magdalena Sakowska
Napisz komentarz
Komentujesz jako: Gość Facebook Zaloguj